Bardzo stateczny kryzys

Norbert Delman – urodził się w 1989 w Warszawie, gdzie mieszka i pracuje. Studiował w pracowni Mirosława Bałki na stołecznej ASP, którą ukończył w roku 2014. Artysta multidyscyplinarny, swoje prace pokazywał m.in. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie oraz Galerii Foksal.

Norbert Delman w pracowni, dzięki uprzejmości artysty

Uczestniczył w rezydencjach artystycznych: ESW w Edynburgu (2014), InterModem w Centre for Modern and Contemporary Arts w Debreczynie (2011) oraz WRSW | BRLN (2016). Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2016).

Jego prace zostały zaprezentowane między innymi w: Muzeum Narodowe, Królikania (2022), Galeria HoS (2021), Gustav Seitz Muzeum (2021), Galeria Foksal (2019), CSW Zamek Ujazdowski Warszawa w (2018,2017,2014),Biennale de la biche (2017), Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (2021,2016), Muzeum Historii Jugosławii (2016), LUDWIG MÚZEUM w Budapeszcie (2016), Edinburgh Sculpture Workshop (2014), w Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie (2013), MODEM CCA w Debreczynie w (2011). 

Aleksander Świeszewski: Kiedy doczekamy się twojej rzeźby w przestrzeni publicznej?

Norbert Delman: Najgorsze pytanie jakie można zadać (śmiech). Miałem już kilka propozycji, ale czas był najwyraźniej niewłaściwy. Nie ukrywajmy, jest to trudna decyzja dla przestrzeni publicznej. Na horyzoncie mam taką fantazję, żeby w tej przestrzeni zaistnieć. Czekam więc na debiut. 

A jeżeli mógłbyś wskazać miejsce, gdzie najbardziej chciałbyś zobaczyć swoją rzeźbę? Podpowiem, w Polsce.

Na pewno w Królikarni. Myślę, że takim miejsce jest również Park Rzeźby na Bródnie. 

Takie propozycje przyjąłbyś bez zastanowienia? 

Przyjąłbym, o ile pozwoliłyby na to czas, środki i wolność twórcza. Nie realizuję pomników. 

Rzeźba w wersji niepomnikowej stanowi w naszej tkance miejskiej ekstrawagancję. 

W Polsce wszystko w przestrzeni publicznej, to jest ekstrawagancja. Możemy wymagać od naszej przestrzeni publicznej i zasługujemy w końcu na więcej realizacji z prawdziwego zdarzenia absolutnie nie mówię, że to muszę być ja albo, że społeczeństwo zasługuje na mnie… Zasługujemy na próby i jakąś dyskusję, której tutaj cały czas nie ma albo jest jej za mało. 

Sztuka w przestrzeni publicznej nie budzi do końca zaufania społecznego? 

Sztuka w ogóle nie budzi zaufania społecznego. Ta w przestrzeni tym bardziej. Taka forma kultury jest szczytem piramidy potrzeb. Trudno dyskutować o potrzebie postawienia rzeźby, kiedy łamane są prawa. Kiedy są ewidentne braki i niedofinansowania… Sztuka posiada kapitał tworzenia empatycznej przestrzeni, która pozwala inaczej patrzeć na problemy społeczne i w ogóle społeczeństwo. Myśleć o przestrzeni publicznej jako wspólnocie. Może to radykalne, ale wierzę, że każda z grup czy każde ze skrzydeł politycznych zasługują na reprezentację w przestrzeni. Nie byłem przeciwnikiem pomnika smoleńskiego, natomiast mój sprzeciw budziło regularne palenie „Tęczy”. To jest właśnie przemoc i zawłaszczanie wobec przestrzeni publicznej, na którą nie możemy sobie pozwolić. 

Czy po muralach i częściowo neonach nadchodzi czas rzeźb plenerowych i instalacji?  

Mam szczerą nadzieję. Nie mam jednak przekonania, żeby to się udało zrobić publicznie. W znaczeniu za publiczne pieniądze. Ale tutaj pojawia się sektor prywatny. Nie zapominajmy o tym, że między sztuką a sektorem prywatnym zawsze był jakiś romans. Spójrzmy na czasy weneckie. Jeżeli mamy mówić o wysokiej sztuce w przestrzeni publicznej, to sektor prywatny jest niezbędny. Mało która instytucja może pozyskać wystarczające środki. Widzę to jako współpracę obu sektorów, której przyświeca wspólny cel. Inicjatywa prywatna uwiarygodniona sektorem publicznym. 

Wyobrażasz sobie, żeby rzeźby plenerowe mogły stać się przeciwwagą dla pomnikomanii? Czy to w ogóle możliwe? 

Śmieję się, że u nas od dawna nie było bohaterów, którym warto stawiać pomniki. Wyjątkiem są aktywiści. Chciałbym, żeby tak się stało, ale to wróżenie z fusów. Nie mam podstaw, żeby tak myśleć. Przynajmniej w tej chwili. Szczególnie, że nie widać nagromadzenia takich artystycznych inicjatyw, które tworzą wartościowe rzeczy w przestrzeni. Jak na prawie 40-milionowy kraj, to osobiście tego nie widzę. 

Czyli za 5 czy 10 lat tkanka miejska sztuką się nie zapełni.

Raczej nie, ale może chociaż zacznie się zapełniać.

Twoim zdaniem sztuka ma realną siłę rażenia? Ma możliwość wpływania na rzeczywistość i jej zmianę czy tylko wywoływania przysłowiowej burzy w szklance wody?

Jak sztuka na kogoś spadnie, to wtedy mamy do czynienia z prawdziwą siłą rażenia! Pamiętam, że kiedyś słuchałem wypowiedzi profesora Baumana i on powiedział, że sztuka nie jest w stanie zmienić świata. Czuję jakby to zdanie było mi bliskie. Jest takie powiedzenie – wychodzisz z galerii, z tym, czym do niej przyszedłeś. Nie wyobrażam sobie, żeby systemowy rasista wszedł na wystawę o mniejszościach i wyszedł z niej nim nie będąc… Może to jest mój cynizm. Bardzo często tworzymy sztukę, której siła jest zrozumiała wewnątrz bańki w jakiej funkcjonuje. Nie słyszałem ani nie widziałem dokumentu, osobiście nie zaobserwowałem sytuacji, żeby ktoś nieprzekonany wyszedł przekonany. Projektujemy i przenosimy wiele naszych oczekiwań na sztukę. Ale też nie muszę mieć racji, jak wspomniałem jestem dość cyniczny.

A sztuka w przestrzeni publicznej?

Jeżeli to nie będzie pomnik, zawsze będzie miała formę odciążania przestrzeni. Sprawiania, że jest przyjaźniejsza, bogatsza.

Czyli zmienić, nie zmieni. Jak artysta rocznik 1989 patrzy na rzeczywistość roku 2022? Wojna, nierówności, zmiany klimatu. Jak tu zachować idealizm? 

Jesteśmy pokoleniem wychowanym na kryzysie. Bardzo duża część informacji, która do nas dociera nosi potrzebę konsolidowania atencji za wszelką cenę. Nie znaczy to, że kryzys nie istnieje. Media uwielbiają udowadniać nam, jak jest źle. Jak nie zanieczyszczenie, w którym nie da się oddychać, to susza, która trwa od lat. Chciałbym tu zabrzmieć zrozumiale. Nie uważam, że nie stoi przed nami lawina wyzwań. Od klimatu po społeczeństwo, od języka po prawo, od energii po inflację. Ale komunikowanie końca świata często nosi ładunek eskapistyczny i nie prowadzi do stawania naprzeciw tym wyzwaniom. 

Koniec świata każdego dnia.

Nie zmienia to faktu, że zmienia się klimat, a nasza obecność coraz bardziej destrukcyjnie działa na środowisko. Jestem wychowany w przeczucie, że cały czas jest gdzieś kryzys i że jest on bardzo stateczny. Jestem zachwycony, że ludzie zbierają deszczówkę i w czasie suszy podlewają rośliny, zostawiając notki dla sąsiadów. Skupiajmy się na tych małych gestach, nie tylko na kryzysie. Jest potężny ruch zmiany i ludzie jej szukają. To trwa. Potrzebujemy ludzi, którzy tworzą z igły widły. Ale również potrzeba tych, co powiedzą tu są widły, ale ich nie widzimy. Wiadomo, że podlewanie drzewa wodą, która została w wannie, to nie jest zmiana na skalę światową. Ale z tych małych zmian można stworzyć siłę. Oczywiście, nie wiem co powiedzieć o wojnie… Zobacz, jeszcze dziesięć lat temu, jak bardzo mówiło się o ksenofobii i rasizmie Polaków. A tu nagle przy użyciu tych zdemonizowanych mediów społecznościowych zaczęliśmy oddawać własne przestrzenie, poświęcać czas, środki tylko wyłącznie by pomóc sąsiadom z Ukrainy. Zryw jaki się wydarzył przy okazji inwazji Rosji na Ukrainę pokazuje, jak szybko dobro napędza dobro. Tak jakbyśmy sobie przypomnieli, że możemy być sprawczy. Wojna jest jednak czasem ostatecznym. Dla mieszkańców Ukrainy nie będzie większego kryzysu. Mam nadzieję. 

Czy najlepszym językiem do opisu współczesności jest abstrakcja?

Dobre pytanie. Tylko nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Wierzę w to, że każdy ma swój najbardziej właściwy język do opisu rzeczywistości. W jakimś momencie zacząłem mieć zgagę lat 90. i sztuki krytycznej w Polsce. Uznałem, że czuję potrzebę innego języka i klucza, innej wizualności. Wybrałem abstrakcję ponieważ w jakimś sensie byłem zmęczony potrzebą figuratywno-narracyjną czy ideologiczną. Nie mówię, że nie ma na nią miejsca, bo jest i niesie fantastyczny kapitał krytyczny, po prostu u mnie obecne poszukiwanie leży gdzie indziej.

Czy w kontekście twojej sztuki ekologia ma jakieś znaczenie?

W moim życiu ma znaczenie, ale w mojej sztuce nie musi. Staram się unikać postaw, które można odczytać jako wyrachowanie.

Wpisywania się w modę?

Tak, w jakiś trend. Nie mówię, że każdy artysta czy artystka, który tworzą taką sztukę i ma potrzebę jej tworzenia, ma w sobie to wyrachowanie. Absolutnie. Rozumiem ten trend, który zresztą mnie ciekawi. Niespecjalnie jednak widzę w swojej sztuce na to miejsce. Mam też taki lęk, ale może przesadzam. Jeżeli tworzymy sztukę, która niesie kapitał ideologiczny, który w środowisku danego twórcy jest właściwy, to krytyka takiej twórczości staje się problematyczna. Zgadzamy się z jej intencją i nie poddajemy pracy surowej ocenie. Nie potrzebuję jej oceniać ponieważ zgadzam się z nią ideologicznie. Przez to, umyka mi jako dobra sztuka. 

Jakby nie patrzeć przy tworzeniu rzeźb uprawiasz artystyczny recykling. 

Nie robię tego dlatego, że wiedzie mnie myśl recyklingu, tylko dlatego, że za całą tą opowieścią stoi zrozumienie, iż nasza emocjonalność czy empatia potrzebują recyklingu. My jako ludzie potrzebujemy stać się wypadkową doświadczeń przeszłości, aby dojrzeć. Moje prace są opowieścią o człowieku, a nie utylizowaniu butelek. Jeżeli jakiś kurator weźmie pracę na wystawę o ochronie środowiska z pewnością zbuduje opowieść, która będzie pasowała do czegoś, co niekoniecznie musiało być moją intencją. Ekologia nie jest więc u mnie, ani punktem wyjścia, ani wejścia. Z drugiej strony moje prace mają wiele poziomów narracji, nawet jeśli mnie ciekawi najbardziej tylko jeden czy dwa.

Jak ty w ogóle widzisz rolę artysty?

Myślę, że jest doskonale taka sama jak każdego innego człowieka. Nasza postawa jako ludzi powinna być postawą pełną zrozumienia, kultywowania pewnej empatii. Cokolwiek byśmy robili, możemy być w ten sposób lepszymi ludźmi. Innymi słowy, dobrzy ludzie to tacy, którzy dbają o to , że inni czują się przy nich lepiej. Wierzę w to, że nie ma różnicy w postawie między artystą, aktywistą i ludźmi spoza sztuki, ale mówię o postawie jaką reprezentujemy jako ludzie. Tworzenie sztuki jest aktywnością jak pieczenie chleba. Jest po prostu aktywnością. Zawsze wiedziałem, co chcę robić. Dążyłem i szukałem możliwość życia ze sztuką i w niej. W ciągłym kryzysie to jest szczyt piramidy, który może wydać się niepotrzebny, a na pewno nie najważniejszy w danej chwili. Myślę jednak, że jest istotny, a ludzie którzy tworzą są ważni. Nie kultywuję artystów jako jednostki, ale cenię każdego twórcę i twórczynię.

Czyli nie wywyższajmy nadmiernie ich roli w społeczeństwie?

Nie dawajmy im nic więcej poza tym, że tworzą rzeczy. Swoją postawą i życiem starają się być ludźmi empatycznymi, dojrzałymi i odpowiedzialnymi. Tutaj ta odpowiedzialność jest bardzo szeroka. Odpowiedzialność za innego człowieka, za język i kulturę. Wreszcie za środowisko. Celem kultury jest budowanie pokładów odpowiedzialności.

Czy ty w ogóle jako artysta odczuwasz potrzebę przysłowiowej zmiany świata, czy też odpowiada tobie rola obserwatora, komentatora rzeczywistości? 

Chciałbym, żeby świat się zmieniał. Widzę w nim dużo zła i niesprawiedliwości. Nieuczciwości. Nikt kto takie rzeczy obserwuje, nie powie z czystym sumieniem, że to mu odpowiada. Czy jestem człowiekiem, który może go zmienić albo ma do tego kompetencje? Nie wydaje mi się. Ale wiem, że tacy ludzie są i działają na rzecz zmian, a ja ich wspieram tam, gdzie umiem.