Krišs Salmanis – sztuka musi być fotogeniczna
Sztuka powinna być insta-friendly. Tylko wtedy może realizować poważniejsze cele. Choć świata nie zbawi. Z Krišsem Salmanisem rozmawia Piotr Jędrzejowski.
Krišs Salmanis [Kriss Salmanis]
Nominacja: Łotewskie Narodowe Muzeum Sztuki w Rydze
Jak przyjąłeś informację o nominacji w konkursie Baltic Horizons?
To dla mnie przyjemność i zaszczyt. Chętnie zwiedziłem Sopot i poznałem innych artystów.
Jakie funkcje powinna pełnić sztuka w przestrzeni publicznej?
Przede wszystkim sztuka publiczna musi być fotogeniczna. Jeśli będzie dobrym materiałem na selfie, to będzie mogła realizować także swoje poważniejsze cele, w tym przypadku – przyczyniać się do zmiany postaw społecznych wobec ekologii.
W Twojej twórczości stale pojawia się natura – zwłaszcza drzewa – i muzyka (lub ogólniej: dźwięk). Choćby w dźwiękowej instalacji „Pollisounder” z 2018, czy wcześniejszej – „Swelter” (2009) – z subtelnie przemieszczającym się na tle krajobrazu drzewem. Z kolei „On one’s own” z 2016 łączy oba te porządki – drzewo staje się ramieniem płyty gramofonowej, na której zapisany jest śpiew zięby. Skąd to wracanie do tych dwóch porządków w Twojej twórczości? Wracasz do nich dzisiaj?
Natura i elementy wiejskiego życia wydawały się być dobrym symbolem tych aspektów kondycji ludzkiej, które mnie wówczas interesowały. Przesuwające się drzewo na tle stereotypowej wiejskiej sielanki stanowiło refleksję nad zmianą, która wciąż mnie zaskakiwała. Z kolei ścięte drzewo pełniące rolę wzmacniacza dla nagrania śpiewu zięby było daremną próbą odtworzenia pięknej chwili z przeszłości. Myślę, że również animowana stodoła ulegająca samozniszczeniu i inne prace odnosiły się do przejściowej natury mojego bycia na ziemi.
Dźwięk zawsze mnie fascynował ze względu na swoją bezpośredniość. Wykorzystując go w sztuce wizualnej staram się również nadrobić mój całkowity brak wykształcenia muzycznego. Jednak moja propozycja dla Sopotu nie będzie wykorzystywać ani natury, ani dźwięku.
Poruszasz się w wielu bardzo różnych dziedzinach artystycznych (wiersz, muzyka czy produkcja audio, animacja) i z równie wielu różnych miejsc czerpiesz inspiracje. Czasem jest to wspominana zięba, a czasem brytyjska literatura S-F. Skąd dzisiaj czerpiesz najwięcej inspiracji?
Inspirację niosą nauka i badania. Żałuję, że na przykład teleskop Jamesa Webba został przyćmiony przez najważniejsze wydarzenie naszych czasów – wojnę na Ukrainie – ale mam nadzieję, że niedaleki jest czas, kiedy znów będziemy mogli poświęcić pełną uwagę odkryciom naukowym. Czytając o zaangażowaniu i talencie, który zainwestowano w takie projekty, nie potrafię zrozumieć, dlaczego ktokolwiek chciałby zmarnować życie na prowadzenie wojen.
Krišs Salmanis, „The Whip”, 2021
W jednym z wywiadów mówiłeś „wspólnie z siostrą podjęliśmy decyzję, że jeśli w następnym wspólnym wywiadzie zostaniemy zapytanie o to, czy sztuka może zmienić świat, odpowiemy z przekonaniem, że oczywiście może. Nie umiemy natomiast zgodzić się w kwestii przekonywujących argumentów na poparcie tej tezy”. Może będzie okazja do porozmawiania wspólnie z Twoją siostrą, ale dzisiaj chciałbym to pytanie zadać Tobie: czy sztuka może naprawić świat?
Cóż to musiała być za cudowna decyzja. Słowa to potężne narzędzie. Mogą oddziaływać nawet wtedy, gdy wiemy, że są nieprawdziwe, jak w przypadku pochlebstwa. Wydaje mi się, że zdecydowaliśmy się wspierać dobro poprzez zamierzoną naiwność. Niestety, ostatnio powróciłem do sceptycyzmu. Sztuka jest dla mnie jedną z niewielu form ludzkiej aktywności, która nie ma celu. Nie jest uwarunkowana koniecznością i nie zna żadnych zasad. Jeśli musiałbym wskazać jakieś jej zadanie, to jedynym, jakie mogę sobie wyobrazić, jest promowanie tolerancji. Ogromna różnorodność i często niezrozumiałość sztuki powinna oddziaływać na jej odbiorców, a przez to na ich otoczenie, na zasadzie „żyj i pozwól żyć innym”. A jednak zamiast tolerancji mamy dziś do czynienia z nową wojną na masową skalę i pogłębiającymi się różnicami politycznymi i społecznymi. W tym sensie sztuka zawiodła. Ale pocieszam się myślą, że skoro nawet Praksyteles i Beethoven nie zdołali zbawić świata, to i my nie powinniśmy być oceniani zbyt surowo.