Sztuka w obliczu zmian klimatu

Kassel od lat 50. jest areną radykalnych działań twórczych. To miasto, gdzie raz na 5 lat odbywa się słynna documenta. Jeden z kluczowych globalnych przeglądów sztuki. Tam też, jak widać nie bez powodu, 40 lat temu pewien niemiecki artysta wcielił w życie szalony pomysł. Zaczął sadzić dęby. Dębów tych docelowo miało być siedem tysięcy. Mowa tutaj o Josephie Beuysie. Jakże inny to był czas. Czas innych priorytetów. Ekologia na pewno nie była jednym z nich. Trwała zimna wojna, wyścig zbrojeń. Nad światem krążyło widmo atomowej zagłady. Komu sen z powiek spędzały jakieś zmiany klimatu? Zupełna abstrakcja.

Drzewa sadzono przez pięć kolejnych lat. W międzyczasie inicjator całej akcji zmarł. Ostatni dąb został zasadzony na kolejnej edycji documenty (1987). Dzisiaj dorosłe już dęby porastają całe Kassel. Drzewa łatwo rozpoznać, ponieważ przy każdym spoczywają niewielkie bazaltowe kolumny. Akcja, której pełna nazwa brzmi „7000 dębów – zalesianie miasta zamiast administracji miasta” z roku na rok budzi coraz większe zainteresowanie. Jej kontekst na przestrzeni lat uległ radykalnej zmianie, natomiast aktualność, którą w obliczu zmian klimatu zyskuje, nie napawa optymizmem. Niemiecki artysta wyrasta do roli pioniera sztuki ekologicznej. W kontekście tej pracy nie zapominajmy jednak o dość istotnym fakcie natury politycznej. Beuys był jednym z założycieli Partii Zielonych w ówczesnej RFN. Politycznym akcentem zamknijmy temat dębów. Spójrzmy, co dzieje się w Polsce. Ostatnie lata są zwrotem ekologicznym w krajowej sztuce. Prym wiodą tutaj kobiety.

Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich, 2019, materiały własne

Wielkoskalowy tego dowód znajdziemy w Poznaniu, gdzie przed trzema laty wyrosły „Totemy”. Prace Alicji Białej znalazły się pod łącznikiem hotelu Sheraton i nowoczesnego biurowca Bałtyk, niedaleko ronda Kaponiera. Barwnych obiektów jest sześć. Każdy mierzy ponad 8 metrów i dotyczy jednego z palących problemów współczesności. Chodzi tutaj m.in. o deforestację czy środowiskowy wpływ plastiku. Na obiektach znajdują się kody QR. Po ich zeskanowaniu otrzymuje się dostęp do badań naukowych, które stały się inspiracją do powstania dzieła, a wnioski z nich płynące powinny budzić zaniepokojenie. Liczba 6 to jednocześnie „ukłon” w stronę szóstego masowego wymierania gatunków, które ma obecnie miejsce. Artystka nie ogranicza się tylko do ojczyzny. Kolejne totemy zrealizowała w Wielkiej Brytanii, Portugalii oraz Danii. Projekt trwa, czyli należy spodziewać się ciągu dalszego. Wróćmy jeszcze na moment do Poznania i tamtejszych „Totemów”. Jest z nimi jeden zasadniczy problem. Środowiskowy wydźwięk pracy gubi się w feerii barw. Nie każdy – a raczej mało kto – będzie miał ochotę/czas skanować kod QR i przejdzie obok instalacji jako po prostu ładnego dodatku do miejskiej betonowo-szklanej szarugi. Innymi słowy, forma dominuje nad ukrytą treścią, a tak ważne dla pracy przesłanie gdzieś chyba umyka? 

W tym samym roku dziwne rzeczy zaczęły dziać się ze stołeczną palmą. Kilka lat temu instalacja uschła. Sztuczne liście palmy zostały zastąpione prawdziwymi-uschniętymi. Tymczasowa akcja miała związek z obchodami Światowego Dnia Środowiska. W dobitny sposób komentowała sytuację klimatyczną i postępujące zmiany klimatu. Nawiązywała do problemu fal upałów i suszy. Ten – co każdy z nas ma sposobność odczuwać – ulega zaostrzeniu. W jednym z wywiadów autorka uznała to za „najważniejszy moment w historii projektu”: 

Dotąd palma poruszała się w relacji ludzkiego z ludzkim. To były ważkie problemy, które okazują się jednak mało istotne wobec relacji ludzkiego z nieludzkim, czyli naszą zależnością od fizyki i chemii planety.

 W Warszawie palma zlała się z miejskim krajobrazem, a może lepiej powiedzieć, że w ten krajobraz po prostu wrosła. Jednakowoż należy pamiętać, że „Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich” Joanny Rajkowskiej nie były tworzone w zamyśle jako praca dot. zmian klimatu. Instalacja tematycznie krążyła (i krąży) wokół historii relacji polsko-żydowskich. Zasadniczo sam klimat w jakim praca powstała był, jakby nie patrzeć, całkiem inny. W 2002 świeżym globalnym problemem była wojna z terroryzmem, a Polska była jeszcze na pół roku przed tzw. referendum unijnym. Jeżeli chodzi o sprawy bliższe klimatowi, to demokrata i ekolog-polityk Al Gore przegrał kontrowersyjny wyścig o Biały Dom raptem dwa lata wcześniej. Kontekst i tutaj diametralnie zmienił się przez wszystkie te lata. Dzisiaj można powiedzieć, że sztuczne drzewo w centrum wielkiego miasta nabiera dwuznaczności w obliczu chociażby deforestacji czy wreszcie wszechobecnej betonozy. Warszawie zamiast jednej sztucznej palmy przydałoby się przynajmniej 7 tysięcy (naturalnych) dębów. Prawdę mówiąc, nie tylko stolicy. Z drugiej strony, może się okazać, że za kilka dekad obok sztucznej palmy będą rosłe również te prawdziwe… 

Nie mniej ciekawy jest głos Natalii Bażowskiej. Artystka w swojej sztuce od lat przypomina o związkach człowieka z przyrodą. Nierozerwalnych związkach, którym współczesna cywilizacja próbowała zaprzeczyć. Z jej prac bije zieleń. Kojąca i skłaniająca do refleksji. Wystarczy spojrzeć na cykl Dzieci Ziemi. W jego ramach powstały tzw. rzeźby runowe. Prace pochodzą z okresu pomiędzy 2011 a 2015. Artystka użyła do ich stworzenia zarówno części roślinne, jak i zwierzęce. Odnosi się w nich do cyklu natury, który człowiek próbuje zaburzyć. W podobne tony uderza Diana Lelonek. Od 2016 artystka realizuje projekt „Centrum Żywych Rzeczy”. Zbiera obiekty, które człowiek wyrzucił, a zajęła się nimi natura. Czego tu nie znajdziemy… Jednym zdaniem, interesująca forma komentarza do cywilizacji opartej na nadmiernej konsumpcji. Naturalnie, Centrum ulega ciągłemu rozrostowi, a końca jego na horyzoncie nie widać. Czyli z punktu widzenia środowiska, kolejna niezbyt krzepiąca wiadomość. 

For Forest. The Unending Attraction of Nature, Klaus Littmann, fot. H.Raab, domena publiczna

Skupiamy się, co prawda na polskiej scenie, ale szkoda byłoby pominąć jeszcze inne głosy z zagranicznego świata sztuki. W 2021 na charakterystycznym kominie londyńskiej Tate Modern w sprawach klimatu wypowiedziała się Jenny Holzer. Zrobiła to za pomocą słów innych osób. Na jej pracę składały się cytaty kilkudziesięciu ekspertów i aktywistów klimatycznych, które wyświetlano na blisko 100 metrowym obiekcie. Akcja miała związek z COP26, który odbywał się w Glasgow. Holzer w ten sposób próbowała skłonić mieszkańców i turystów do działania. Słowa w walce o przebudzenie i przeciwko pasywności społeczeństwa. Nie zapominajmy, że Londyn, to po Stambule oraz Moskwie trzecie największe europejskie miasto. Artystka miejsce wybrała znakomite. Siła rażenia jej efektownego projektu jest jednakowoż trudna do zmierzenia. W tym miejscu warto zastanowić się, czy amerykańska artystka wróci jeszcze do Polski z jedną ze swych charakterystycznych akcji. Może właśnie z projektem o wymowie ekologicznej? Kto wie. Ostatni raz artystyczne projekcje robiła na początku ubiegłej dekady.

Mówiliśmy o słowach, a zwykło się mawiać, że jeden obraz wyraża więcej niż tysiąc słów. Co dopiero wyraża olbrzymi sztuczny wieloryb… Był rok 2018 i odbywało się Triennale w Brugii, którego hasło brzmiało „płynne miasto”. StudioKCA zostało zaproszone do wzięcia udziału i na tę okazję stworzyło pracę pod tytułem „Wieżowiec”. Kilka ton plastiku zebrane z Pacyfiku posłużyło do stworzenia intrygującej instalacji znanej lepiej jako „Wieloryb z Brugii”. Wielki plastikowy wieloryb został umieszczony w jednym z miejskich kanałów, obok pomnika Jana Van Eycka. Jest – a raczej było – w tej pracy coś wstrząsającego, co powinno budzić niepokój. Olbrzym wygląda jakby miał przeskoczyć most, nad którym się znajduje. Widza przytłacza ilość plastiku, śmieci. A to przecież zaledwie jakaś nikła cząstka problemu o ogromnej skali, który nasz gatunek wykreował. Praca miała charakter tylko tymczasowy i zniknęła z Brugii. Pytanie – co ta ludzkość narobiła? – pozostało. 

Skoro od drzew zaczęliśmy, to na drzewach też zakończmy. W tym celu należy przywołać projekt „For Forest”. Austriackie miasto Klagenfurt am Wörthersee stało się areną jednej z najbardziej radykalnych akcji ostatnich lat. Wyraz „arena” pojawia się tutaj nie bez przyczyny. Miejscowy stadion piłkarski wczesną jesienią 2019 zadrzewił się. Nie jest to żadna przenośnia. Otóż na murawie, która służyła do rozgrywania piłkarskich spotkań, pojawiło się prawie 300 drzew (!). Niektóre z nich osiągały wysokość nawet 14 metrów. W sumie stadion wzbogacił się o kilkanaście gatunków drzew. Murawa uległa metamorfozie i przeistoczyła w las z prawdziwego zdarzenia. Niesamowity projekt Klausa Littmanna z bliska zobaczyło kilkaset tysięcy gości. Spektakularne wezwanie do ochrony środowiska i walki o nie, pozostało tylko na fotografiach. Także ten projekt miał bowiem charakter tymczasowy i trwał niecałe dwa miesiące, ale przez ten czas zdążył zapisać się w historii sztuki. Co zabawniejsze ten sam stadion znają sprzed telewizyjnych ekranów miliony Polaków, ale o tym pewnie nie wiedzą. Na długo zanim murawa stała się lasem – podczas piłkarskich mistrzostw Europy w 2008 – nasza reprezentacja rozegrała w Klagenfurcie dwa mecze. Oba przegrała. 

…co dalej?

Trudno zachować obojętność wobec obrazów, które sączą się z mediów. Ekologia to z jednej strony moda, z drugiej konieczność. Twórców podejmujących temat będzie więc przybywać. Zwłaszcza tej młodszej daty. Nic w tym dziwnego, jeżeli popatrzeć na okoliczności ich młodości. W tle tymczasem nadal będą zachodzić zmiany klimatu. Towarzyszyć im będą katastrofy naturalne. Fale upałów, susze, pożary. Tempo zmian jest dyskusyjne, ale nie zmienia to faktu, że zegar klimatyczny bije. Wszystkim. Tylko, czy sztuka i sam głos artystów jest w stanie skutecznie wybrzmieć? Wreszcie, czy sztuka jest coś w stanie realnie zmienić? Aby to zrobić z pewnością musi wykroczyć poza ściany galerii czy muzeum. Wystawy poświęcone zmianom klimatu – które stały się nową normą – świata nie zmienią. Plastikowe wieloryby albo las pośrodku stadionu? Niewykluczone.

 

Aleksander Świeszewski